Przerabiam,
przerabiam i pruję. Nie pierwszy i nie
ostatni raz „niszczę” nieudane robótki. Tym razem taki los spotkał kominy z wpisu o przeróbkach (ZAPRASZAM TUTAJ). Bo niby przeróbka się udała,
ale kominy okazały się bezużyteczne. Więc poszukałam końca włóczki, rozluźniłam
oczka i rozpoczęłam destrukcyjny proces. Dzięki szybkiemu pruciu dwóch kominów,
zyskałam dodatkowy motek włóczki gotowy do wykorzystana. A teraz pytanie jak obrócić
moją porażkę w sukces? Odpowiedź wydaje się banalna. Otóż niezbędne było
szybkie przerobienie kolorowego motka w genialny projekt. Wiadomo, że najlepsze
pomysły, to te najprostsze. Tak było i tym razem.
Pomyślałam, że może nadszedł czas na zrobienie czapki dla mnie. Wciąż poszukuje tej idealnej, której zarówno kolor jak i wzór całkowicie mną zawładną. Tylko jaki wzór wybrać, aby czapka spełniła wszystkie moje wymagania? Czy poszaleć z warkoczami czy postawić na prostotę? Jak sądzicie? A gdyby tak znaleźć złoty środek? Czyli warkocze i prostota w jednym? Czy to może się udać? Otóż może.
Przy całym szaleństwie barw, które zawierała włóczka postanowiłam, że wykorzystam jeden warkocz. Rozumiecie to? Ja i jeden warkocz. Chyba się starzeję. Gdzie podziała się moja chęć umieszczenia jak największej ilości warkoczy na jak najmniejszej powierzchni? Chyba chwilowo została uśpiona. Wybrałam więc jeden, gruby warkocz odgraniczony od ściegu dżersejowego prawego oczkami lewymi. Pomysł banalny. Tak, ale o to właśnie chodziło.
Rozpoczęłam od ściągacza podwójnego, który zrobiłam na mniejszych drutach niż pozostałą część czapki. Warkocz umieściłam z lewej strony. I tak po jednym wieczorze, dzięki grubej włóczce i drutom moja robótka była gotowa. Uzyskałam czapkę uniwersalną z charakterystycznym, ale nieprzytłaczającym elementem.
Ponieważ po stworzeniu czapki pozostały mi niewielkie ilości włóczki, postanowiłam stworzyć rękawiczki. Przeszukując moje zapasy włóczki doszperałam się do „smutnej” burej włóczki i uznałam, że będzie idealna na części główne rękawiczek. Ściągacze i kciuki miały być jedynymi elementami kolorowymi nawiązującymi do czapki. I tak też się stało. Tak zakończyłam przygodę z kominami ;)